też będziesz stary. radość
bezczelnie błyska
w miarę matowienia ust. i wydaje się zbyt jawna,
w miarę matowienia ust. i wydaje się zbyt jawna,
a przez to mniej się stanie. w dolinie
końca,
panika kreuje pustkę. bezwładny pęd
starań,
pożegnanie z kontestacją, jakby liście
spadając
nie umierały jeszcze.
nie umierały jeszcze.
i jest, powiedzmy wtorek. ociera się o
mnie
jaskrawa ulica. facet i hydrant spięci jak czoło
z pępkiem, wibrując ścigają się o
niepotrzebność,
która wymaga potwierdzenia – w górę czy w
dół ?
iść do punktu skupu szkła. rozbić się na
drobno.
duszo moja – właśnie ścinam włosy.
tak pięknie jest teraz za rogiem ulicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz