nic - to jest właśnie to, gdy zagryzam wargi.
dzieje się tak we snach. w ostatniej fazie,
zmienia się, to owo nic w amerykański dream.
wiatr pochyla dwa strachy na wróble jak nawias
obejmujący drogę. środkiem, płyną przerywane
wskazówki, dokąd mam jechać i po co. łączę linię,
która ma tylko długość, a później ją przesuwam.
po jednej stronie, jestem pędzelkiem archeologa.
bliżej pobocza, pakietem familijnego relaksu.
to w nim wszystko jest przeciwko mnie - cicho uśpione.
z czasem, zaczynam ścinać zakręty, by rytm mijanych
kałuż mieścił się w lusterku. niech swobodnie schną,
aż po eksterminację liter i terminów, zachodów słońca
nad marami głosek i miejsc. mógłbym wtedy regularnie
nie robić to owo nic, i że byłem człowiekiem, od klamry
do klamry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz